Popatrz mamusiu

„Popatrz mamusiu, jaka gruba Pani”

„Popatrz mamusiu jaka gruba Pani”- Jasiu wyciąga drobną rączkę w kierunku otyłej kobiety. Ze szczerą fascynacją na twarzy spogląda na speszoną tym spontanicznym komentarzem, mamę. Mama zerka na kobietę. Kobieta udaje, że nie dotarły do niej słowa chłopca. No cóż………..….pewnie każdy, kto ma dziecko w przedziale 0-4 r.ż. ma w doświadczeniu krępującą sytuację, w której nasze maleństwo wystawia nas na ciężką próbę.

Jest taka ładna scena w jednym z polskich filmów, która pokazuje fenomen tego zjawiska w kilkudziesięciosekundowej scenie. Oto kilkuletni chłopczyk odbiera dzwoniący telefon, podczas gdy jego mama jest w toalecie. Telefon od dawna wyczekiwany przez matkę. Dzwoni promotor pracy doktorskiej, a chłopczyk z niewymuszonym wdziękiem mówi, że mama nie może teraz rozmawiać, bo właśnie robi kupę….

Dorośli zwykli nazywać ten fenomen kompromitacją. Dzieci mają łatwość odsłania brzydkiej prawdy – o nas, naszej rodzinie, spotkanych przypadkowo ludziach. Obnażają. Nazywają po imieniu. Obwieszczają światu „Król jest nagi!”. W zasadzie można by powiedzieć, że z perspektywy psychoterapii Gestalt są mistrzami diagnozy estetycznej. W myśl podejścia Gestalt diagnoza estetyczna opiera się na założeniu, że możemy wnioskować jedynie o tym, co jest nam bezpośrednio dane w doświadczeniu. Wystarczy uważna obecność w TU I TERAZ. Jeśli widząc czyjeś łzy wnioskujemy  na ich podstawie, że ktoś jest smutny, ryzykujemy minięcie się z prawdą.  Wbrew pozorom szansa popełnienia błędu jest dość duża, bo jak wiemy ludzie płaczą także z innych powodów – wzruszenia, szczęścia, bólu, strachu i napięcia. Interpretacja więcej mówi o interpretującym i jego doświadczeniach ze łzami, niż o fenomenie obserwowanej sytuacji. Dzieci widzą i opisują to, co widzą. Najczęściej bez cenzury.

Obserwując dzieci, możemy zauważyć, jak z czasem ta zdolność widzenia, ciekawienia się i pytania, zastępowana jest wnioskowaniem na podstawie niewielu informacji i budowaniem sądów na podstawie wcześniejszych doświadczeń. Zdolność nieoceniona w radzeniu sobie z otaczającą rzeczywistością. Daje możliwość szybkiego przetwarzania danych i zabezpiecza naszą egzystencję w tym pędzącym świecie. Pozwala poradzić sobie z  natłokiem informacji.

Jednocześnie w toku socjalizacji, uczymy skrupulatnie nasze dzieci, że pewne rzeczy są brzydkie i nie należy o nich głośno mówić. Mało tego, często sami nie decydujemy się konfrontować dzieci z tym, jak jest – w sprawie uczuć, w sprawie  układów rodzinnych, w sprawach trudnych, z którymi zazwyczaj sami sobie nie radzimy, w sprawie dziecięcych ograniczeń i zasobów. Ta ostatnia kategoria wydaje się czynić najwięcej spustoszenia, bo dziecko nie dostając adekwatnych informacji zwrotnych o sobie,  jest zdezorientowane w temacie swoich możliwości i tego kim jest. Buduje fałszywe przekonania o sobie i przez większość życia cierpi próbując utrzymać wizerunek, do którego nie pasuje. Czasem podtrzymuje zaś wizerunek siebie nic nie znaczącego, bo odpowiedź otoczenia zbyt często była negatywna. Dzieje się tak zawsze, gdy nie potrafimy zobaczyć własnego dziecka, bo przysłaniają nam je nasze własne projekcje, ambitne plany, niezrealizowane aspiracje.

Wielu rodziców oszczędza dzieciom mówienia prawdy z potrzeby chronienia ich przed cierpieniem. Dzieci nie są konfrontowane z trudnymi sytuacjami. Nie musząc stawiać im czoła nie rozwijają w sobie umiejętności radzenia sobie z bólem i frustracją. To zaś powoduje, że w dorosłym życiu rzadko będą ryzykować – np. konfrontacją z trudnymi sytuacjami – bo brak im oparcia w sobie. Nie doświadczając porażek nie uczą się,  jak sobie z nimi radzić. Nie uczą się tolerancji dla własnej niedoskonałości. Nie ufają sobie. Mają problemy z samooceną…..

Gdy dziecko przegrywa rywalizację z rówieśnikiem i chcąc ochronić własną samoocenę mówi, że rówieśnik miał szczęście, dobrze jest skonfrontować je z tym, że zwycięzca był lepszy. Że w życiu czasem wygrywamy, czasem przegrywamy, że obie sytuacje mogą nas czegoś nauczyć. Największym darem od rodzica będzie jego akceptująca postawa wobec tej sytuacji, obecność z możliwością mieszczenia wszystkich dziecięcych uczuć żalu, gniewu, rozczarowania . Ileż to razy jesteśmy świadkami karcenia dzieci za to, że przegrały – jak bardzo pokazuje to trudności nas dorosłych w radzeniu sobie z porażkami. Pokazuje też oczywiście inny problem, związany z umieszczaniem w dziecku naszych oczekiwań, z delegowaniem go czegoś, czego czasem nam samym osiągnąć się nie udało.

Oczywiście, że są sytuacje, których lepiej dziecku oszczędzić i nie ma potrzeby mówienia o nich – dotyczy to zwłaszcza spraw, które nie mają bezpośredniego na dziecko wpływu. O ironio nie tak rzadko wikłamy swoje pociechy właśnie w takie sytuacje. Opowiadając o trudach pracy, konflikcie z drugim rodzicem, czy rozczarowaniu życiem.

ZŁA ZŁOŚĆ

Pokolenie współczesnych rodziców, którzy w dzieciństwie byli bici, a które to zjawisko w latach 70-80 – tych było, o zgrozo, dość powszechne, mają niemałe problemy z wyrażaniem złości w relacjach z własnymi dziećmi. Mając bolesne doświadczenia z rodzicielską wściekłością i gniewem, i znając smak bólu i strachu, trzymają na uwięzi własną złość i frustrację. Tymczasem dobrze użyta złość jest bezcenną dla dziecka informacją o granicy, o matczynym i ojcowskim limicie. Bez tej informacji dziecko nie może poczuć się bezpiecznie. Paradoksalnie to właśnie doświadczenie frustracji nas rozwija. Frustracji, nie deprywacji. Frustracja stymuluje rozwój, deprywacja go zatrzymuje. Dzięki konfrontowaniu dziecka z własnymi uczuciami złości dziecko wie, jak się poruszać w systemie rodzinnym, gdzie jest granica, na co można sobie pozwolić. Wie kiedy i czym ryzykuje łamiąc reguły gry.

Konfrontacja dzieci z własnym gniewem ma też inną wartość – uczy dziecko, że jest to uczucie ważne i potrzebne jak każde inne. Uczy je konstruktywnego wyrażania złości, bez dramatycznych skutków w postaci fizycznych i psychicznych ran. Umiejętność bezcenna w dorosłym życiu. Ilu z nas bowiem balansuje w życiu pomiędzy zaciętym milczeniem a eksplozjami niekontrolowanego gniewu? Uczenie dziecka bezpiecznego wyrażania złości zaoszczędzi mu w przyszłości borykania się z poczuciem winy. Uczucie to bowiem najczęściej wynika z przekonania, że złość jest nie ok, a złoszcząc się krzywdzimy innych.

TRUDNE TEMATY

Dorośli mają pewne przekonania na temat tego, co dla dziecka jest za trudne. Czasem jest to adekwatna ocena realnych możliwości dziecka, czasem projekcja własnych lęków i ograniczeń. Dobrym przykładem jest temat śmierci – dorośli zdają się mieć wiele wątpliwości i obaw przed konfrontowaniem swoich dzieci z tym tematem. Jaskrawy to przykład, jak nasze własne lęki wpływają na osąd sytuacji. Zwłaszcza współcześnie, kiedy odeszliśmy od rytuału, jaki obowiązywał na wsiach jeszcze 50 lat temu, gdy osoba zmarła przez trzy dni leżała w łóżku, a dzieci biegały wokół niej, zdając się dobrze bawić. Dawało to możliwość obcowania, bardzo realnego, fizycznego ze śmiercią. Dziś  unikamy – zarówno widoku zwłok, jak i rozmów na ten temat. To sprawia, że nie jesteśmy ze śmiercią oswojeni, a nieoswojony rodzic ma trudność by oswoić dziecko.

Tymczasem dzieci poniżej 10 roku życia nie potrafią zoperacjonalizować śmierci – nie mają rozwiniętego na tyle aparatu poznawczego, by tą sytuację objąć swoim rozumem. Zabrane na pogrzeb, prawdopodobnie będą się nudzić i z dużym prawdopodobieństwem ta sytuacja ich emocjonalnie nie dotknie. Może ich natomiast nauczyć szacunku wobec zmarłych i uczuć, jakie śmierć w nas wywołuje. Uczące dla dziecka będzie widzieć rodzica smutnego i pozwalającego sobie na to doświadczenie, nie zaś zaprzeczającego swoim uczuciom. W ten sposób kolejne uczucie będzie miało szansę znaleźć się w repertuarze dziecka, jako uczucie OK.

Jest oczywiste, że wychowując swoje dzieci, chcemy je przygotować możliwie jak najlepiej do życia. Wdrażając zasady współżycia i współpracy pragniemy , by odnosiły sukcesy, miały poczucie przynależności, były szczęśliwe i spełnione. By nie czuły się odludkami i nie doświadczały samotności w tym ludzkim stadzie. Jednocześnie czasem w tym procesie zdarza się nam – dorosłym zgubić coś bardzo cennego. Jakąś ostrość widzenia rzeczy takimi, jakie są, bez udawania że są inne, lepsze. Dzieci są w tym mistrzami. Możemy się od nich uczyć. Możemy od czasu do czasu z uznaniem przyznać, że na świecie jest dużo grubych pań i panów. I że nic w tym złego, że różnorodność czyni ten świat fascynującym. Wtedy dziecko nie tylko nie traci zaufania do siebie i swoich spostrzeżeń, ale dostaje też cenną lekcję szacunku wobec odmienności.